Moim okiem
Miniona końcówka 2012 roku przyniosła kilka
godnych odnotowania moim okiem wydarzeń w naszej mieścinie.
Pierwsze z nich to powrót po wieloletniej opolskiej emigracji
burmistrza w latach 1994 – 1998 Marka Sidora. I to powrót na
„śliski” stołek dyrektora Zarządu Nieruchomości Miejskich.
Piszę „śliski”, bo w warunkach wiecznego niedoboru mieszkań
komunalnych i socjalnych, wiecznego niedoboru pieniędzy
przeznaczanych z kasy miasta na gospodarkę tymi zasobami, musi dojść
do konfliktu tej firmy z jej klientami.
Jego poprzednik, Andrzej
Moryl wytrwał latek sporo, mimo dużo wcześniejszych sygnałów, że
jego zarządzanie bywa bardziej korzystne dla firmy wykonującej
roboty remontowo modernizacyjne, niż dla miejskiej kasy. Myślę tu
o dwóch remontach. Budynku Piastowska 34 w latach 2006 – 2007 i 6
Lutego 4 w latach 2007 – 2009. Obu dokonywała ta sama firma z
Kalisza. W pierwszym z tych przypadków, budynku oddalonego od
dyrektorskiego gabinetu o około 202 metry, gdzie na koniec 2006 roku
zgodnie z warunkami przetargu, firma miała wykonać stan surowy
zamknięty, czyli budynek z osadzonymi oknami i drzwiami wejściowymi,
zamknięty od góry dachem. Andrzej Moryl tego braku dachu, okien i
drzwi nie dostrzegł, ale zgodził się za to na wypłatę firmie
kwoty
netto 99.151,99 zł za dostawę drzwi wewnętrznych, które montowane
były dopiero w III kwartale 2007 roku. Dodać tu należy, że umowa
była ryczałtowa, a wykonanie wspomnianego wyżej zakresu rzeczowego
i odpowiedniego zakresu finansowego, stanowiło warunek nienaliczenia
kary umownej wykonawcy. Kary nie naliczono. Do podobnej sytuacji
doszło w przypadku oddalonego o około 210 m od dyrektorskiego
gabinetu budynku 6 Lutego 4. Tu wykonawca zgodnie z przetargiem miał
dokonać do końca 2007 roku m.in. robót rozbiórkowych dachu i
szereg innych. Wykonana w dniu 6 stycznia 2008 r. dokumentacja
fotograficzna pokazała nie tylko, że dach pozostał na swoim
miejscu ale także niewykonanie szeregu pozostałych robót. Mimo
tego dyrektor zaakceptował zapłatę w 2007 roku kwoty 829.387,00
zł, co stanowiło finansowy warunek nienaliczenia kary umownej. Kary
nie naliczono. Według mojej oceny wykonane w 2007 roku roboty nie
przekroczyły kwoty 200 tys. zł. Te sygnały nie spowodowały jednak
reakcji ani burmistrza Wojciecha Huczyńskiego, ani jego zastępcy
Artura Kotary. Co więcej członkowie Komisji Rewizyjnej badającej
te zadania inwestycyjne doczekali się od burmistrza Wojciecha
Huczyńskiego nazwania „beriowcami” i „stalinowcami”.
Dyrektor Andrzej Moryl utracił swój stołek dopiero po
ubiegłorocznej kontroli NIK, która notabene dotyczyła przede
wszystkim spraw natury administracyjno – zarządczych, ale wskazała
też, że istniejący w nich bałagan może wskazywać na
przyzwolenie na działania korupcjogenne. Podobna korupcyjna aura
dotyczyła niektórych dokonanych za czasu burmistrzowania Marka
Sidora transakcji sprzedaży miejskich nieruchomości. Wspomnę tu
tylko o „czerwonych koszarach”, gdzie cena za jaką miasto
sprzedało około 8 hektarów zabudowanego terenu kształtowała się
na poziomie kilkunastu złotych za metr kwadratowy powierzchni
użytkowej tej zabudowy. Pomnikiem szczególnym tego okresu jest
także pałacyk na Chrobrego, przed którym stała fontanna z
Trytonem. Od obecnego dyrektorskiego gabinetu burmistrza Marka Sidora
odległość do pałacyku wynosi tylko około 88 m, więc można
chyba powiedzieć, że w swojej codziennej drodze do pracy i z pracy
będzie on odbywać swoistą „pokutę”, oglądając jego
tragiczny obecny stan. I dodam do tego jeszcze tylko, że podczas
sesji Rady Miejskiej 19 grudnia usiłował on namówić radnych do
przyjęcia programu gospodarowania mieszkaniami do 2017 roku, w
którym tabele pokazują, iż w tym czasie nie powstanie ani jedno
nowe mieszkanie komunalne i socjalne.
Drugim
wydarzeniem, które odnotowało moje oko była zwołana na dzień po
świętach Bożego Narodzenia na wniosek burmistrza Wojciecha
Huczyńskiego nadzwyczajna sesja Rady Miejskiej, mająca rozpatrzyć
cztery projekty uchwał jego autorstwa, związanych z wejściem w
życie od 1 lipca tego roku nowej ustawy o gospodarce odpadami
komunalnymi. Najważniejsza z nich to oczywiście stawki podatku
śmieciowego, który zaproponowany przez burmistrza dla takiej jak
moja trzyosobowej rodziny, zamieszkałej w zabudowie wielorodzinnej z
prowadzeniem segregacji odpadów na 4 grupy wynosiłby 56 zł na
miesiąc zamiast obecnej opłaty za odbiór odpadów w kwocie 18,30
zł (czyli 306,01 %). Wzrost dla mniej liczebnych gospodarstw
domowych byłby jeszcze wyższy, a równe mniej więcej opłaty
wystąpiłyby dopiero w gospodarstwie dwunastoosobowym. Zamiast
własnomównej obrony tych propozycji burmistrz wysłał datowany na
dzień sesji list do radnych, w którym stwierdza, że nie będzie
brał udziału w posiedzeniach RM ani jej komisji, na których on i
jego urzędnicy są ponoć obrażani przez radnych i zapraszanych
gości poprzez insynuacje. Na końcu listu sam natomiast insynuuje,
że radni Platformy Obywatelskiej i Stowarzyszenia Młody Brzeg się
tego dopuszczają. Nie przedstawiając żadnego konkretnego przykładu
takiego zachowania tych radnych, tak jak przedstawiłem wyżej jego
zachowanie wobec radnych z Komisji Rewizyjnej (beriowcy i stalinowcy)
okazuje się chyba większym hipokrytą niż wspomniani wyżej radni,
których o hipokryzję i działanie dla własnych korzyści oskarża.
Jeszcze dalej poszedł udzielając w tej sprawie wywiadu Radiu Opole,
gdzie stwierdził, że jacyś radni na październikowej sesji
postawili jego urzędnikom zarzuty kryminalnej natury. List możesz przeczytać poniżej (kliknij, żeby powiększyć):
a prawdopodobnie będzie można go
znaleźć również na papierowych stronach „Gazety Brzeskiej”.
Cóż taki „strajk” burmistrza Huczyńskiego, który zresztą
niedawno powtórzył gdzieś publicznie, wcześniej wypowiedziany na
początku poprzedniej kadencji, gdy walczył ze mną, ówczesnym
przeradnym, swój skrzywiony pogląd na rolę Rady Miejskiej – rada
ma decydować a nie dyskutować
– spotkał się z odporem radnych na tej nadzwyczajnej sesji,
którzy prawie 4,5 godziny dyskutowali przede wszystkim z prezesem
Zakładu Gospodarki Odpadami w Gaci Andrzejem Sobolakiem, który
(zakład) wykonał dla Brzegu koncepcję tych tak wysokich opłat i
ostatecznie podjęli decyzję o kontynuacji tej sesji w dniu 11
stycznia, nie podejmując decyzji w sprawie tych uchwał. Notabene
podczas tej dyskusji prezes zasiadł na krześle przeznaczonym w
Ławie Burmistrza dla Huczyńskiego. Myślę, że odpowiedzią Rady
Miejskiej na ten „strajk” burmistrza, powinna być jej uchwała o
znacznej obniżce jego wynagrodzenia (kto nie pracuje ten nie je), a
gdyby to okazało się nieskuteczne i „strajku” nie przerwało,
kolejna uchwała w sprawie przeprowadzenia referendum o jego
odwołaniu.
Andrzej
Ogonek
Ależ wstyd. Jeden burmistrz wart drugiego
OdpowiedzUsuń